Gołębniki w niderlandzkiej codzienności
Hodowca 6/2021 O gołębiach inaczejNajbardziej bodaj pogodnym malarzem holenderskiej codzienności w okresie Złotego Wieku Niderlandów, mniej więcej cały XVII wiek, był Jan Havickszoon Steen. Niderlandy jako państwo panowały na morzach i rosły w siłę, ich obywatelom żyło się dostatnio, kwitły handel, miasta i religijna tolerancja, więc i sztuka, a głównie malarstwo, osiągnęły bezprecedensową jakość artystyczną i… wydajność. W połowie XVII wieku pracowało w Holandii około siedmiuset malarzy, którzy w ciągu jednego roku potrafili wprowadzić na rynek sztuki jakieś siedemdziesiąt tysięcy obrazów – tak produktywni nie byli ani twórcy włoskiego renesansu, ani nawet ogarnięci twórczą obsesją impresjoniści. Co wyróżniało ten kraj od sąsiadów, to naturalna bliskość flamandzkich malarzy – uważanych za rzemieślników raczej, niż za intelektualną elitę – i odbiorców, czyli nabywców, ich dzieł. A ci wywodzili się z bezprzykładnie licznej w ówczesnej Europie klasy średniej, do której należeli zarówno mieszczanie, jak i bogaci rolnicy, właściciele ziem. Wspólna była im chęć wystawienia na pokaz własnego statusu materialnego, chcieli patrzeć na ładne obiekty, meble, obrazy, stroje, tulipany, i chcieli je pokazać innym. Świat materialny, który ich otaczał i ich codzienne czynności stały się tematem flamandzkiej sztuki.
Jan Steen był typowym przedstawicielem tamtej epoki. Urodził się i zmarł w holenderskiej Lejdzie. Był jego niezrównanym obserwatorem najbliższego otoczenia. I prześmiewcą. Jego dzieła odmalowują rzeczywistość dynamiczną – sceny uchwycone w pół ruchu jak klatki taśmy filmowej – i autentyczną w każdym detalu. Przedstawione przez niego domostwa, wnętrza pokoi, tawern i salonów, sceny rodzinnych posiadów, ludnych zabaw na podwórkach i ulicach są tak bogate w szczegóły, a jednocześnie panuje w nich taki bałagan i rozgardiasz, że stały się przysłowiowe. Holenderskie een huishouden van Jan Steen [czyli gospodarstwo domowe Jana Steena] to synonim nieogarnionego, przypadkowego chaosu. A może rządzi nimi swoista logika?
Spójrzmy na przykład na scenę rodzajową na obrazie Gołębnik. Obraz jako całość, ze swoim spokojnym wodnym pejzażem w tle, wydaje się być uporządkowany, choć lewa grupa damsko-męska nie ma związku z grupą po prawej. Czy obok siebie umieścił te osoby przypadek i Jan Steen tak właśnie je uchwycił? Czy może, jak chcą inne interpretacje, ukrył w tym zestawieniu jakiś podtekst?
Być może pierwszym skojarzeniem Holendrów patrzących na obraz, którego osią jest gołębnik, jest niderlandzkie powiedzonko duiven op zolder houden, dosłownie znaczące „trzymać gołębie na poddaszu”, ale w sensie przenośnym odnoszące się do prowadzenia domu publicznego. Postacie po lewej stronie, oddające się używkom, piciu piwa i paleniu fajki, i zaangażowane w niechciane zaloty mogą wskazywać na status budynku po lewej – zapewne tawerny o nienajlepszej sławie. Steen posłużył się gołębnikiem, by pokierować wyobraźnią patrzącego na ten obraz.
A może jest zupełnie inaczej i chodzi tu o scenę z życia miejskich targowisk? Z wolnostojącego gołębnika wyjmowane są gołębie i wkładane do kosza na ziemi. Obok siedzącej kobiety stoi już inny kosz, więc może jest to handlarka drobiem czekająca na „uzupełnienie dostawy”? Przecież powszechnie hodowano w Niderlandach gołębie na użytek kulinarny.
Tej interpretacji jednak zdaje się nie sprzyjać obecność dobrze ubranego mężczyzny pośrodku sceny, zdecydowanie należącego do innej grupy społecznej niż pozostali. I to on własnoręcznie podaje gołębia do klatki! Jeśli przyjrzeć się pochyleniu postaci, dłoniom troskliwie obejmującym ptaka (jakże inaczej trzyma gołębia mężczyzna stojący na drabinie!) i skupieniu na twarzy, to widać od razu, że mamy do czynienia z prawdziwym znawcą wartości gołębia pocztowego! O nie! Ten gołąb nie jest przeznaczony do garnka! Między wytwornym mężczyzną a tajemniczą postacią kobiecą, wkładaniem ptaków do klatki koszyka zajmuje się chłopiec w liberii. Mamy więc do czynienia z bogatszym towarzystwem Kobieta, też jest przecież raczej elegancko ubrana, chociaż sposób, w jaki siedzi, zdradza jej niearystokratyczne pochodzenie. Kształt klatki obok niej wskazuje na przeznaczenie dla ptactwa szlachetnych odmian. Niewykluczone, że obydwoje są po prostu kupcami, którzy na handlu ptakami zdołali dorobić się majątku i wysokiego społecznego statusu. Ostatecznie Niderlandy w XVII wieku bogaciły się handlem, a handlowano wszystkim, w tym gołębiami.
A może jest jeszcze inaczej. Może ten mężczyzna jest np. członkiem Hanzy, albo innej silnie ze sobą powiązanej grupy kupieckiej. Może, podobnie jak w Hanzie, kupcy z odległych stron porozumiewali się za pośrednictwem gołębiej poczty? Może przy ówczesnych tawernach trzymano nie tylko rozstawne konie, ale też gołębniki dla zostawianych tu gołębi pocztowych. Może ten zabierany ptak przyniósł właśnie ważną wiadomość, a może ten, kto go zabiera, ma zamiar wypuścić go z wiadomością dla partnera handlowego?
Interpretacji, jak się okazuje, może być wiele. Jedno jest pewne – gołębnik w rzeczywistości niderlandzkiej XVII wieku był czymś absolutnie oczywistym. Podobnie jak gołębie. Ostatecznie Jan Steen chyba był ich niezłym znawcą, skoro na kilku swoich obrazach, np. Ptasi dziedziniec, odmalował precyzyjnie rasę gołębi kapucynów staroholenderskich. Ale to już temat na inną opowieść.